Oglądałem wczoraj nowy teleturniej, w którym wystąpiło 10 graczy, jedno krzesło
i prowadzący, który zadawał pytania i stawiał kropki. Jak wrażenia?
Wymieniając krótko kilka wolnych myśli: większość widzów, spodziewała się dyskusji
i wymiany zdań, niektórzy zapowiadali prawdziwą jatkę. A obejrzeliśmy wygłaszanie przygotowanych wcześniej, wyuczonych stanowisk. A może inna formuła przy tylu uczestnikach nie wchodziła w grę, bo gdyby tych 10 osób miało wejść w polemikę, program nie przypominałby nawet kultowego teleturnieju, a raczej kłótnie na targowisku. Dodajmy też, że większość kandydatów na prezydenta to partyjni rezerwowi i dublerzy, zatem
i widowisko nie może być najwyższych lotów.
Kolorowe jarmarki
Czego dowiedzieliśmy się po #debata?
Tego, że jest kolorowo i każdy kandydat jest z innej bajki. Padło wiele egzotycznych sformułowań, które w ustach kandydatów do fotela prezydenta brzmiały mało poważnie:
„A jak pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści”. Nie brakowało też zużytych banałów: „Powinniśmy oczekiwać partnerskich relacji ze Stanami Zjednoczonymi” czy „wybieramy pewnie na resztę naszego życia, więc nie wybierajmy produktu polskopodobnego”. Co warto zaznaczyć – legendarne już JOW-y Pawła Kukiza chyba straciły nieco w oczach widzów, zakładając, że ktokolwiek wsłuchiwał się ze zrozumieniem w wypowiedzi jego kontrkandydatów.
Niektórzy politycy, mówiąc wprost, nie wyglądali zbyt poważnie. Co jak co, ale #debata prezydencka zobowiązuje do pewnej formy – krawat, mucha czy garnitur. Kolorowe, sportowe marynarki w stylu P. Tanajno to nie ten strój i nie ta okazja. Za strój plus należy się J. Palikotowi, nieźle wyglądał też A. Duda choć w tym wszechogarniającym studyjnym błękicie zaproponowałbym mu krawat w odcieniach czerwieni czy bordo (jakiś czas temu Newsweek opublikował artykuł, w którym powołuje się na wyniki badań dowodzących, że odcienie czerwieni symbolizując odwagę, determinację i dynamizm – pomagają zwyciężać. Analiza koloru strojów piłkarskich dowiodła, że piłkarze w czerwonych trykotach wygrywają częściej).
Słabo wypadali niedoświadczeni kandydaci, którzy mówiąc nie patrzyli w stronę kamery.
A wystarczyła konsultacja ze specjalistą… Kiepsko prezentowały się tezy recytowane na czas, by zdążyć zanim prowadzący postawi kropkę. Nie był to przecież konkurs prezentowania poglądów na czas, a zrobienie tego z pomysłem, w sposób czytelny i zrozumiały powinno być celem samym w sobie.
Ciekaw też jestem prawdziwych wrażeń sztabów (prawdziwych, bo oficjalnie każdy ogłosi zwycięstwo swojego kandydata), a szczególnie sztabu PSL. Kandydat Jarubas w moim przekonaniu prezentował się jak młodzian lub członek młodzieżówki, który bez charyzmy krytykował rzeczy, na które reprezentowana przez niego partia rządząca mogłaby reagować od lat.
A co się podobało?
Były momenty ciekawe, a przynajmniej próby wyraźnego zaznaczenia swojej obecności. Podobało mi się krzesełko przyniesione przez P. Kukiza. Takie rekwizyty wyróżniają. Użyli ich jeszcze J. Korwin-Mikke i G. Braun.
Trzeba przyznać, że oburzająca dla niektórych nieobecność B. Komorowskiego była słusznym taktycznym posunięciem sztabu prezydenta. Wplątanie się w tak egzotyczną stawkę nie służyłoby mu. A znając jego skłonność do wpadek więcej mógłby stracić niż zyskać. Większość kandydatów krytykujących takie posunięcie zrobiłoby na jego miejscu dokładnie to samo.
Widzom mogły spodobać się wystąpienia J. Palikota. W swoim oryginalnym stylu wystąpił
J. Korwin-Mikke. M. Ogórek nie straciła. A. Duda widać, że przygotowywał się do debaty, ale nie porywał i w zasadzie nie zaznaczył swojego udziału. Twardy orzech do zgryzienia mają zwolennicy P. Kukiza. Dało się bowiem wyczuć, że w debacie politycznej nie czuje się tak dobrze jak na scenie.
Widzowie zapamiętują jednak emocje, dlatego jest szansa, że jego wystąpienie utkwi
w pamięci bardziej niż kilku innych uczestników, którzy nawet po występie w ogólnopolskiej stacji telewizyjnej nadal pozostaną anonimowi.
Odpowiadając na pytanie kto wygrał debatę można powiedzieć: żaden z dziesięciu.
I tu, jak Krzysztof Ziemiec, postawmy kropkę.