artykuł został opublikowany na portalu http://www.akademiaproto.pl/ w kwietniu 2011 r.
Przejdź do publikacji

Tragedia w Smoleńsku wstrząsnęła nami wszystkimi. Bez wyjątku. Mija prawe rok od tego wydarzenia, a kolejną tragedią stają się raporty mające ukazać prawdę o przyczynach katastrofy oraz sposób komunikowania o niej samej. Ilość sprzecznych przekazów, opartych na sobie znanej prawdzie, a przy okazji różnych chwytów komunikacyjnych przypomina niestety partię piarowego pokera, w której każdy bez względu na kraj czy partię polityczną chce wykorzystać asa z rękawa. Niestety cała sytuacja odbija się na wizerunku Polaków, a dotyka głównie tych którzy pracują za granicą.

Jedną z głównych rozgrywających niespodziewanie stała się kobieta – Tatiana Anodina. Doktor nauk technicznych, generał awiacji (niektórzy twierdzą, że tytuł ten nadali jej sami dziennikarze, czujący spory respekt przed żelazną damą z Leningradu), przewodnicząca Międzynarodowego Komitetu Awiacji (MAK) do którego należą: Azerbejdżan, Armenia, Białoruś, Gruzja, Kazachstan, Kirgistan, Mołdowa, Rosja, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan i Ukraina (źródło: www.mak.ru), akcjonariuszka jednej z rosyjskich linii lotniczych. I właśnie ta kobieta podczas niedawnej prezentacji raportu MAK podała pewien szczegół dotyczący obecnych na pokładzie TU-154. Szczegół, który w całym raporcie stanowił informację dodatkową, a w świecie mediów i PR stał się motywem przewodnim, przez pryzmat którego zagraniczna opinia publiczna może patrzeć na sprawę katastrofy.

Tatiana Anodina poinformowała bowiem, że jeden z członków polskiej delegacji – gen. Błasik – w chwili katastrofy był pod wpływem alkoholu, a podczas lotu przebywał w kabinie pilotów.

Na blogu Piotra Semki czy na portalu wp.pl mogliśmy przeczytać, że informacja ta, nawet podana między wierszami, była celową zagrywką opartą na stereotypowym wizerunku Polaka za granicą. Komunikat ten, rysujący obraz pijanego, władczego i nieznoszącego sprzeciwu dowódcy wojskowego, okazał się jednym z głównych elementów relacji mediów zagranicznych.

Czy faktycznie tak skonstruowana przez Rosjan strategia komunikacyjna mogła przekonać świat? Okazuje się, że tak. Wybrali najbardziej trafiający do wyobraźni Europejczyków stereotyp Polaka – człowieka jednocześnie tragicznego i śmiesznego. Z pewnością nie pomoże nam to w budowie wizerunku Polaka wykształconego, kompetentnego i odpowiedzialnego.

Podając za Rzeczpospolitą: Bild w nakładzie ośmiu milionów egzemplarzy ogłosił, że mając 0,6 promila alkoholu we krwi komendant Błasik „szturmował” kokpit i wbrew wszystkim okolicznościom zmusił pilotów do lądowania. O podchmielonym generale Błasiku pisał też portal Spiegla. Także angielscy dziennikarze telewizyjni przyznawali, że choć informacja ta nie wnosi wiele do tematu, w materiale dziennikarskim jest to news, który pojawić się musi. Przecież media i ich odbiorcy kochają pikantne szczegóły.

Trzeba też przyznać, że w tej rozgrywce komunikacyjnej Polacy nieco zaspali. Nie pojawiła się żadna informacja, ani odpowiedź czy komentarz na taką wiadomość, która tym samym swobodnie i bez kontry zagościła w relacjach większości zagranicznych mediów, szczególnie tych za Odrą.

Trudno nie zgodzić się z wypowiedziami ekspertów, którzy twierdzą, że Rosjanie celowo ujawnili informację nt. alkoholu we krwi gen. Błasika, by ukazać stronę polską w niekorzystnym świetle i odwrócić uwagę od rzeczywistych przyczyn katastrofy. „Nawet, jeżeli przyjmiemy, że nie działali w złej woli, to trudno oprzeć się wrażeniu, że prawdą są pogłoski o tym, że Rosjanie przeanalizowali temat i doszli do wniosku, że taka informacja idealnie pasuje do wizerunku Polaka pijaka i tak właśnie opinii publicznej można i warto przedstawić sprawę” – podaje portal wp.pl. Niestety najbardziej tracą na tym osoby pracujące poza granicami kraju i mierzące się na co dzień z tak krzywdzącym obrazem Polaka.

Gen. Stanisław Koziej – podczas audycji „Gość Radia Zet” komentował: „W tym raporcie fakt mógł być odnotowany, ale powtarzać go dwu- lub trzykrotnie w czasie tej konferencji to była manipulacja, zwracanie uwagi. I o to możemy mieć pretensje, do sposobu opublikowania raportu MAK-u”. Komentarz generała słuszny, szkoda, że ukazał się tylko w polskich mediach.

Co ciekawe, Gazeta Wyborcza, opisująca pod koniec 2009 roku wyniki badań Instytutu Spraw Publicznych na temat „wizerunku imigrantów a integracji”, informowała, że coraz więcej naszych sąsiadów traktuje Polaków bardziej jako rzetelnych pracowników niż kombinatorów, pijaków i złodziei. Biorąc pod uwagę prasę brytyjską i niemiecką autorzy raportu przyznają jednak, że jeszcze rok wcześniej tabloidy angielskie przedstawiały Polaków jako kłusowników „polujących na karpie w stawach”, pijaczków i rasistów. Jak widać, mimo wszystko mamy jeszcze sporo PR-acy przed sobą. Tym bardziej, że nawet jeśli mieszkających w kraju problem ten nie dotyka, to jak wynika z raportu Komisji Europejskiej dotyka on 2,3 miliona Polaków pracujących za granicą. A nawiązując do wypowiedzi prof. Witolda Orłowskiego na temat emigracji wykształconych Polaków (dla Rzeczpospolitej) warto pamiętać, że część z emigrujących planuje pozostać na międzynarodowym rynku pracy przez dłuższy czas.

Trudno walczyć ze stereotypem Polaka prezentowanym w zachodnich tabloidach, gdzie w dobrym tonie są dowcipy takie, jak:

– Zdanie z 10 wyrazami i 4 kłamstwami?

– Uczciwy Polak jedzie na trzeźwo swoim własnym samochodem do pracy.

czy:

– W dużym samochodzie jedzie 3 Polaków. Kto prowadzi?

– Policjant!

czy dowcip nomen omen poświęcający swoją uwagę także naszym rosyjskim sąsiadom:

– Dlaczego Rosjanie kradną zawsze po dwa samochody?

– Bo wracają przez Polskę.

Pozostaje zatem nadzieja, że wizerunek ten ewoluuje, co wydaje się konieczne biorąc pod uwagę fakt, że 25,7 proc. emigrantów z Polski to osoby z wyższym wykształceniem. A jak podaje Portal Spraw Zagranicznych w swoim raporcie „Polacy w korporacjach 2010” – Polacy są bardzo dobrze postrzegani w korporacjach i w najbliższych latach możemy spodziewać się kolejnych awansów. Możemy życzyć sobie, by 50 przedstawionych w raporcie sylwetek polskich menadżerów stało się wizytówką (a nie wyjątkiem) Polaków za granicą.