artykuł ukazał się na www.instytutpublico.pl/blog-2 4 maja 2015 r.
Przejdź do publikacji

Kampania prezydencka nie zachwyca, sporo komentarzy opisuje ją jako mało merytoryczną i poważną. Czy powinno nas to dziwić, skoro główne role odgrywają dublerzy, a widownia spragniona jest gwiazd.

Kto za kogo
Mnie to nie dziwi. Szczególnie jeśli przyjmiemy, że na poważnej scenie politycznej powinni pojawiać się poważni aktorzy. Niestety rodzimy amfiteatr pełen jest dublerów, a nie oczekiwanych gwiazd pretendujących do wyborczego Oskara.
Naturalne byłoby, gdyby każda partia reprezentowana była przez swojego lidera. Ale kalkulacja i szacunek poziomu ryzyka powodują, że w zasadzie każda partia wystawiała substytut lidera, próbując nam niezbyt skutecznie wmówić, że to najlepsi z najlepszych. I stało się tak:
PSL wystawiło A. Jarubasa, gdy partią rządzi J. Piechociński, a jednym z najbardziej cenionych i rozpoznawalnych ludowców jest W. Pawlak.

SLD zamiast L. Millera wystawia M. Ogórek, traktując ją jako… maskotkę lub produkt marketingowy? Kandydatka jest atrakcyjna, mówi populistycznymi ogólnikami banały, z którymi może się zgodzić każdy jej rywal: prawo wymaga poprawy lub napisania od nowa, a młodzi powinni mieć warunki, by zostać w kraju, a nie szukać chleba za granicą.

PIS reprezentuje A. Duda, a nie prawdziwy przywódca partii – J. Kaczyński. Start kampanii był wielką niewiadomą dla samego Dudy i dopiero wzrost notowań w wyborczych sondażach spowodował, że jego kampania zaczęła być traktowana poważnie – także w samym PIS-ie. A co mówi kandydat Duda? Obiecuje co się da – a jak wyliczyła Rzeczpospolita jego obietnice kosztowałyby budżet Państwa 250 mld zł. Czyli są zupełnie nierealne.

Wreszcie czarny koń – P. Kukiz – który wyrasta z klimatu zmęczenia polityką jaką obserwujemy każdego dnia. Kukiz jest inny i naturalny i.. jest liderem, tylko Polacy nie do końca jeszcze wiedzą czego i kogo. Ale szanse na powtórzenie artystycznego przypadku Ronalda Regana ma żadne. Choć w jego przypadku każdy wynik powyżej 6% lub po prostu 3. Miejsce w stawce będzie sukcesem i kapitałem politycznym. Pytanie co z nim zrobi.

J. Korwin-Mikke – trudno odmówić mu bycia liderem. Ponadto po zmianie flagi tuż przed wyborami to „człowiek-trend”. Młodzi głosują na niego, bo widzą w nim alternatywę i radyklany głos sprzeciwu. Nikt nie zastanawia się jednak nad tym czy chciałby, żeby Polskę reprezentował człowiek, który jako właściwą formę debaty politycznej uważa policzkowanie innego polityka na korytarzu. Nonkonformizm jest może obecnie trendy, ale czy powinien być twarzą poważnego Państwa?

J. Palikot – to lider partii, która właśnie przestaje istnieć. Trochę na jego własne życzenie. Nikt już nie nadąża i nie chce nadążać za sensacjami J. Palikota. Jego 5 minut już minęło.

I wreszcie sam Prezydent B. Komorowski. Prawdę mówiąc to także osoba, która nie jest liderem partii, z której się wywodzi. Jednak bez wątpienia z racji piastowanego stanowiska – B. Komorowskiemu najbliżej do miana lidera. A utrzymać fotel prezydenta jest o niebo łatwiej niż go zdobyć. Należy zaznaczyć, że B. Komorowski kampanię ma nijaką. Co prawdą świetną pracę wykonują dla niego ci, którzy na jego spotkaniach krzyczą i wzniecają awantury. Na takim tle nawet popełniający gafy, rubaszny, ale znany i sprawdzony polityk będzie lepszy niż reprezentowany przez krzykaczy, trudny do przewidzenia kandydat drugiego szeregu.

Szkółka talentów
A może wybory prezydenckie to szkółka młodych talentów. Przetarcie i okazja do próby sił osób, które może kiedyś…?
Pytanie tylko czy wybory prezydenckie powinny być próbą, bo przecież trudno o większy i poważniejszy spektakl wyborczy niż wybory głowy Państwa.

Nie bawią nas już i nie satysfakcjonują komentarze polityków z poparciem na granicy błędu statystycznego w stylu: ‘nie ważne są dla mnie sondaże, ważne jest to, co słyszę od moich wyborców’. A dlaczego? Bo to po prostu nieprawda. Każdy polityk wyczekuje sondaży, które mogą wskazać go jako poważnego gracza, głównego rozgrywającego, a przynajmniej czarnego konia wyścigu wyborczego. A wynik sondaży może być bez wątpienia świetną wyborczą trampoliną do grupy tych kandydatów, których poparcie nie będzie definiowane (skądinąd zgodnie z regułami demokracji) jako stracony głos.

Na koniec zastanówmy się czemu jeszcze szkodzi stawka pełna dublerów?
Niestety frekwencji. Skoro partie nie czują, że wybory prezydenta to rzecz kluczowa, to na jakiej podstawie wyborcy mieliby potraktować je inaczej. Scena pełna dublerów jednoznacznie symbolizuje, że na prawdziwy spektakl trzeba jeszcze poczekać.

Tylko pytanie czy widownia się nie znudzi i aktorzy nie zostaną sami ze sobą?